Wystawa Janiny Kraupe – Księga Kontrastów
19 maja – 31 maja 2010
w Galerii Jednej Książki
otwarto wystawę:
Janiny Kraupe
Księga Kontrastów
Janina Kraupe “O Księdze“
Księga Kontrastów powstała w ciągu kilku letnich miesięcy 2009 roku w mojej wakacyjnej pracowni, do której od wielu lat przyjeżdżam, żeby w ciszy i bliskim kontakcie z naturą odnowić siły fizyczne i psychiczne. Dom jest otoczony wielkimi już teraz drzewami, ogród porośnięty chwastami, wśród których pojawiają się górskie kwiaty. Las zaczyna się kilkanaście kroków za naszą parcelą, otaczając lodowaty strumień torujący sobie spadzistą drogę po wielkich kamieniach. Idąc na spacer przyglądam się współżyjącym ze sobą swobodnie wielu gatunkom roślin. Są też okresy, kiedy rozkwitają wielobarwne kwiaty, inne niż na nizinach, bo samą górę, która ma nazwę Babiej, opanowała roślinność alpejska. W górach prawie każdy dzień jest inny – inne chmury na niebie, inne barwy pól i lasów – a spadzista północna strona Babiej wciąż zmienia się zależnie od oświetlenia; rano błękitna, o zachodzie słońca potrafi być zupełnie amarantowa. Ta wielka paleta natury sprawia, że malarz od rana do wieczora patrzy i nie może się wyzwolić od procesu obserwowania i zapamiętywania wrażeń – a wieczorem, kiedy siądzie nad kartą papieru ze swoimi chińskimi pędzelkami i wieloma słoiczkami farb, wcale nie zastanawia się co malować. Te niezmierzone tonacje i rytmy, zjawiające się wraz z powrotem momentów zachwytu przeżytego w tym dniu i zatrzymane w pamięci, kierują ręką i jest się wtedy świadkiem zapisu tego, co powstało w umyśle po całym dniu napiętej uwagi.
Księga Kontrastów jest w większości związana z przeżyciami płynącymi z natury, ale są w niej również ślady słuchanej muzyki lub myśli powstających w czasie lektury. Księga formalnie nie odbiega od mojej dotychczasowej twórczości. Są w niej różne wątki towarzyszące różnym okresom mego życia, a sam format książki – niewielkiej w porównaniu z moimi dotychczasowymi pracami – jest świadectwem pewnego ograniczenia moich ruchów, które dla mnie jest teraz dokuczliwe, ale które staram się zrekompensować trochę innym rodzajem twórczości.
Kraków, marzec 2010 roku
Andrzej Bednarczyk “Księga Kontrastów“
Przedmiot zwany potocznie książką, przez introligatorów woluminem a tomem przez bibliotekarzy, ma tę zadziwiającą właściwość, że dla statystycznego czytelnika jest w większości przypadków semantycznie niewidoczny. Znaczy to, iż myśląc o treści dzieła bierze on pod uwagę jedynie verbum. Reszta jest co najwyżej niezbędnym nośnikiem zapisu słowa. Gdy jednak spojrzymy na przedmiot zwany książką pomijając zawarte w nim słowa, ujrzymy przestrzeń zbudowaną na zasadzie przeciwstawieństw, pomiędzy którymi dzieje się nasze odczytywanie zawartych w niej treści. I tak, pierwsza strona przeciwstawia się ostatniej. Czy jest coś bardziej odmiennego od początku, niż koniec? A pomiędzy nimi egzystuje „wszystko”, cały świat pomiędzy dwoma okładkami. Każdy, kto ma zwyczaj zagłębiać się w lekturę wie, że jest to świat pełnoprawny, powołany do istnienia pierwszą stroną, a ostatnia, to koniec świata i po nim wielki kolaps zamknięcia książki. Ponadto, gdziekolwiek otworzymy książkę dostrzegamy, jak lewa strona przeciwstawia się prawej, widzianej równocześnie, a każdy awers karty skrywa po drugiej stronie rewers – nigdy nie oglądane razem, jak dwie strony księżyca.
Początek i koniec, lewica i prawica, awers i rewers, to prawa fizyki uniwersum woluminu. Pewnie nigdy bym nie spojrzał na książkę w ten sposób, gdyby nie Janiny Kraupe Księga Kontrastów, dzieło, poprzez które w czystej formie księga ujawnia swoje bycie księgą. Jego siłę upatruję w tym, że nie jest to książka o czymś, nie jest to książka o kontrastach, lecz faktycznie Księga Kontrastów mówiąca całą sobą: znakiem, obrazem, literą, papierem, stroną, kartą, ich oprawą, palimpsestowym prześwitywaniem awersu i rewersu, swobodnym rytmem naturalnych krawędzi kart, zespolonych w doskonałym zrównoważeniu wzajemnych oddziaływań i przebarwień znaczeniowych.
Gdy podążałem strona po stronie za dictum tej księgi, a potem porzuciwszy tę drogę zaglądałem to tu, to tam, nie mogłem uwolnić się od myśli, że mam przed sobą nowe wcielenie De docta ignorantia Mikołaja z Kuzy, wydanej po raz pierwszy w 1440 roku, a więc równo 570 lat temu. Wrażenie to pojawiło się we mnie zapewne poprzez wspólnotę idei coincidentia oppositorum – zbieżności przeciwieństw, w obydwu dziełach przyjętej jako zasady ujawniania się prawdy.