Wystawa – Stanisław Tabisz
We wtorek 17 maja 2016
w Galerii Jednej Książki
otwarto wystawę:
Stanisław Tabisz
Chimera
Andrzej Banach
CHIMERA CZYLI GRANICE TWÓRCZOŚCI*
Grecy, jakkolwiek byli ludźmi rozsądnymi, mieli swoją fantastykę plastyczną i literacką, a najbardziej dostępnym dla nas jej wyrazem pozostała do dzisiaj chimera. Jeszcze obecnie słowo to oznacza ostateczne możliwości wyobraźni, granice swobody artysty, budującego dzieło o b o k świata, a więc nie liczącego się z otoczeniem realnym.
Ale jak wyglądała chimera? Jakie jest jej określenie słowne, jeżeli nie można jej przedstawić?
Praktyczni Grecy mieli i na to odpowiedź. W poezji swej dali konkretną definicję tego stworzenia spoza ziemi i nieba.
Z przodu lew, z tyłu smok, a w środku chimera.
Taki jest opis najbardziej fantastycznego dzieła literatury i plastyki. Dlatego też niełatwo było chimerę zobaczyć. Bo chimera ukryta jest w środku.
Takie samo doświadczenie dają nam okresy najbardziej swobodnej, odrzucającej pozornie świat realny plastyki europejskiej. Rzeźbiarz gotycki, grafik „demonicznego” biedermajeru czy też uczciwy malarz surrealistyczny posługiwali się w budowaniu swoich wizji realnymi, konkretnymi, plastycznymi elementami wyrazu. Odrzucali elementy symboliczne, fantastyczne, pojęciowe, obce naocznej ekspresji. Tajemnica wymowy ich sztuki nie leżała w literackiej anegdocie, poza obrazem czy rzeźbą. Wartość ich dzieła była skryta w nim samym. Ich chimera to kolor i forma.
(…)
Sztuka ludowa jest magiczna. Sztuka prymitywna jest magiczna. Dlatego chimera Nikifora jest w każdym jego obrazie. Chimera Nikifora, jak chimera antyczna, jest – w środku.
*Fragment książki Andrzeja Banacha NIKIFOR MISTRZ Z KRYNICY, Wydawnictwo
Literackie, Kraków 1957 (s. 117-119).
Jadwiga Wielgut-Walczak
CHIMERA DNIA, CHIMERA NOCY…
Po wystawie Dziennika rysowanego nocą, podkreślającej równoprawność obrazu i słowa jako środków wyrazu, Stanisław Tabisz poprzez kolejną ekspozycję w Galerii Jednej Książki sięga jeszcze głębiej, do istoty procesu twórczego – proponując wyprawę do granic wyobraźni artystycznej. Skupia się na jednym z głównych motywów swojej twórczości rysunkowej i malarskiej, jakim od wielu lat jest chimera oraz pokrewne jej formy fantastyczne.
Przedstawiając kilkadziesiąt swoich starszych oraz najnowszych rysunków i obrazków poświęconych kolejnym wcieleniom chimery, artysta pogłębia wystawę o dodatkową płaszczyznę komentarza słownego: zarówno własnego, jak i w postaci przywołanego, obszernego cytatu z książki Andrzeja Banacha Nikifor Mistrz z Krynicy, zaczerpniętego z rozdziału Chimera, czyli granice twórczości, Stanisław Tabisz nie kryje, iż ta właśnie, odczytana i odkryta na nowo w roku ubiegłym refleksja, dotycząca tajemnicy wyobraźni twórczej, stała się bezpośrednim impulsem do przedstawienia nam dzisiaj tego, co najtrudniejsze do pokazania – osobistego imperatywu budowania dzieła o b o k świata. Rozważania Andrzeja Banacha, sięgającego do strof Iliady po rozwiązanie zagadki chimery (ukryta jest w środku) stanowią ważne dla całości wystawy ogniwo myślowe, przydając jej zarazem sporej dozy ekspresji. Zderzenie prostoty i dosłowności takiego właśnie pojmowania chimery (Z przodu lew, z tyłu smok, a w środku chimera), po pierwsze: z utrwalonym w powszechnej świadomości mitycznym, wieloznacznym pojęciem, po drugie: z własnymi realizacjami artystycznymi Stanisława Tabisza – nie jest jednak tylko zabiegiem formalnym, służy czemuś więcej.
Wyeksponowanie, uwidocznienie momentu odnalezienia odpowiedzi na jedno z najważniejszych dla artysty pytań nie dzieje się bez przyczyny. Przekaz, jaki otrzymujemy, kieruje nas w stronę codziennych, wieczornych i nocnych godzin w pracowni, wypełnionych rysowaniem, pisaniem i lekturą; także, w stronę rzadszych z konieczności, malarskich godzin dnia – poświęconych w całości największej życiowej pasji, jaką jest dla Stanisława Tabisza uprawianie sztuki.
Co ciekawe, ta nieustająca, pełna żaru walka o samego siebie, o swój świat wyobraźni, o jego prymat i wyłączność (Sam nie wiem, skąd znajduję energię i mobilizację, aby w twórczej aktywności eksploatować umysł, psychikę, wyobraźnię i emocje, ale pogodziłem się z tym, że specjalnie nic więcej mnie nie interesuje), odbywa się w pracowni Stanisława Tabisza bez negowania rzeczywistości dnia codziennego. Przeciwnie, wydaje się, że malarz – nieustannie poza nią wykraczając – z niej właśnie czerpie swoją siłę, na niej się opiera, i w oparciu o nią tworzy dzieło własne. Z bajecznego, fantastycznego świata kolorów na małych akrylowych obrazkach, zza intrygujących kształtów atramentowej kreski na papierze, wyłaniają się niezliczone projekcje stanu ducha, emocji, wrażeń, wydarzeń, wspomnień. Oto przed nami niektóre tylko Chimery: Oczekiwania, Nadwrażliwości, Pożądania, Spokoju, Niewdzięczności, Nadzwyczajnej Mocy, Poruszonej Trawy, Nagłej Duszności, W Różowym Blasku, Wieczorna, Polna, Pustynna, Na Szczytach Gór, Ważki, KRASP-u, Hotelu Monopol, Akademii Muzycznej w Łodzi, Nocy w Mikołowie… Ten korowód wydaje się nie mieć ani początku ani końca…
Warto wspomnieć jeszcze o niebagatelnej roli, jaką w wyzwalaniu emocji twórczych pełni, jakże płodna dla autora, jego sfera przygód i przeżyć intelektualnych. Żaden z tropów, mających związek z pojęciem chimery, kulturowy, medyczny, psychologiczny, nie został w rozważaniach czy lekturach ostatnich miesięcy pominięty, a niektóre, jak badania współczesnej genetyki i ich zastosowanie w medycynie, wykorzystujące w swojej oficjalnej terminologii pojęcie chimery jako hybrydy, w szczególny sposób przyciągnęły uwagę artysty. Początkiem, inspiracją dla tych naukowych dociekań stały się dla Stanisława Tabisza, wyjątkowo oddziałujące na wyobraźnię, eseje wybitnego krakowskiego lekarza
humanisty, Andrzeja Szczeklika. Wśród nich, w książce Katharsis. O uzdrowicielskiej mocy natury i sztuki, budzący grozę opis realnego powrotu na ziemię mitycznej chimery, pod postacią śmiertelnej mutacji wirusa grypy. To swoiste ostrzeżenie przed niekontrolowaną potęgą wyobraźni, a z drugiej strony deklaracja wiary w twórcze wykorzystanie tej siły, zgodnie z dominującym u Andrzeja Szczeklika przekonaniem o możliwości przywrócenia harmonijnego porządku wszechświata.
Pozostawiając każdemu widzowi osobiste, bezpośrednie obcowanie z plastycznymi wizerunkami chimery Stanisława Tabisza – z tym wszystkim, co we własnym kształcie, we własnej iluzji rzeczywistości zostało wykreowane i odnalezione; także z tym, co w kolejnej chwili, na następnym etapie pracy poszukiwane jest ponownie – warto w tym miejscu zastanowić się nad pytaniem: co sprawia, że wierzymy Stanisławowi Tabiszowi? Że docierający do nas przekaz jest czytelny i jasny? Że budzi zaufanie. Co to za przywilej, dar, który pozwala artyście skłonić do zamyślenia, do przywrócenia oczekiwań i marzeń, do stawiania pytań? Współczesnemu odbiorcy sztuki taka sytuacja nie zdarza się często.
Gdyby zatem, na koniec (a może wracając do początku) tej „chimerycznej” wędrówki przez świat wyobraźni, wrażliwości, twórczych emocji, pasji poznawczej, spróbować udzielić odpowiedzi na jedno tylko, tak uparcie nasuwające się, pytanie – czym naprawdę karmi się chimera Stanisława Tabisza? Bez wątpienia, ukryta jest ona w słowach:
Sztuka jest taką tajemniczą sprawą w życiu ludzkim, że sztuki się na sposób dyskursywny wyjaśnić nie da. O tym już dawno wiedzieli Grecy, ci antyczni z czasów Homera i Arystotelesa, którzy twierdzili, że sztuka pochodzi od bogów.
(Jerzy Nowosielski, Listy i zapomniane wywiady,
oprac. K. Czerni, Kraków 2015, s. 342)
Kraków, 3 maja 2016 r.
Stanisław Tabisz
CHIMERA
– czyli ostateczne możliwości wyobraźni i granice swobody artysty budującego dzieło obok świata
To doprecyzowane określenie „Chimery”, zaczerpnięte z rozważań Andrzeja Banacha, jest mi pomocne w zrozumieniu motywu, który mnie prześladuje od wielu lat. Formy chimeryczne i fantastyczne, które maluję i rysuję obok innych motywów, powracają w moich zmaganiach twórczych i nie chcą same odejść. Czesław Miłosz mawiał, że kiedy odpędzi od siebie swoje demony, to odfruną także z nimi anioły. Dajmonion warunkuje twórczą potencję i zdolność nieustannego tworzenia. Kiedy ta wewnętrzna obsesja czy nurtujący imperatyw, będący natchnieniem i udręką artysty, zaniknie, wygląda na to, że będzie usychać jego sztuka…
Sam nie wiem skąd znajduję energię i mobilizację, aby w twórczej aktywności eksploatować umysł, psychikę, wyobraźnię i emocje, ale pogodziłem się z tym, że specjalnie nic więcej mnie nie interesuje. Nie wyobrażam sobie życia bez tworzenia, obojętnie jakie to skutki przynosi, i ciągle ponawiam próby działania twórczego, chociaż to jest absolutnie nieracjonalne i ekonomiczne nieefektywne, a nawet absurdalne w dzisiejszych czasach. Jeżeli sztuki potrzebują tylko artyści i garstka znawców, historyków, a zdarza się, że i sponsorów oraz handlarzy – to źle się dzieje w „państwie duńskim”, ale na szczęście są też inni ludzie, którzy chociaż trochę interesują się nią, a nawet fascynują.
W „państwie duńskim” – czyli w Polsce – nie jest łatwo być artystą sztuk pięknych (malarzem, grafikiem, rzeźbiarzem i innym twórcą), bo ci artyści sami muszą, miesiąc w miesiąc, utrzymywać swoje pracownie, finansować swój warsztat pracy (kupować materiały, wspierać formy promocji i ponosić część kosztów organizacyjnych). Muszą borykać się z polityką selekcji „elit” dystrybuujących finanse publiczne na promocję sztuki, przebijać się przez kręgi urzędników, krytyków, kuratorów i dyrektorów galerii państwowych, miejskich czy prywatnych, zderzać się z obojętnością i ignorancją niewyedukowanego i niewrażliwego na sztukę społeczeństwa. Przyzwyczaiłem się do tego. Dawno już uznałem, że „jest jak jest” i radzić sobie trzeba samemu. To paradoksalne i niezrozumiałe dla innych ludzi, ale, jak już napisałem: „jest jak jest” i trzeba w takiej właśnie sytuacji (pomimo wszystko!) zarabiać gdzie indziej również po to, aby być czynnym, niezależnym artystą i działać twórczo…
Motyw „Chimery”, jak już napisałem, dręczy mnie od wielu lat. Staram się z tego ustawicznego nękania chimery czy chimeryczności zrobić pożytek jakościowy i optymistyczny dla ogólnego samopoczucia i pozytywnego promieniowania witalności. Maluję i rysuję wszystkie nasilające się odcienie chimery. W ten sposób ją oswajam i nadaję jej swoiste, poetyckie piękno. Przerabiam ją na coś, z czym w ostateczności czuję się dobrze i za czym tęsknię. Od chimery nie można się uwolnić, bo jak napisał przenikliwie Andrzej Banach, chimera jest w środku. Skoro chimera jest we mnie, to zginie zapewne razem ze mną, ale póki co żyjemy sobie w przedziwnej, ambiwalentnej symbiozie i staramy się doznawać, przeżywać i wyrażać uroki tego świata, czasami dramatyczne, a czasami niezwykle zachwycające i nastrojowe, jak piosenki-perły Ewy Demarczyk czy Marka Grechuty. Chimera lubi muzykę i lubi nasączać się napływającym delikatnie wszechogarniającym tchnieniem poezji. Lubi też kraje śródziemnomorskie i noc. Często unosi oczy w stronę gwiazd i stara się pojąć, ogarnąć nieskończone przestrzenie kosmosu… Chimera – jak odkryłem ze zdumieniem, czytając drugi raz wnikliwiej książkę pt. Katharsis prof. Andrzeja Szczeklika – jest pojęciem naukowym, medycznym i nie należy tylko do świata mitologii oraz fantastyki. Od mitu Chimery dotarłem do mitu Narcyza, przebywając typową drogę analizy naukowej i dobijając do konkluzji…
Wiele jest w tym niemożliwego, ale nic na to nie można poradzić. Chimera budzi się i zasypia, w rytmie życia i skurczach serca, wraz z pulsowaniem krwi, pragnieniem uczuć i ogniem walki. Chimera każdego artysty jest w nim żywa, jeżeli żyje on dla sztuki i zaprasza, otwiera swoje, wijące się w pnączach i pachnące kwiatami, altany ukryte w cudownym ogrodzie na wpół sennej, na wpół przebudzonej inwencji, pamięci i wyobraźni…
Mikołów, Kraków – 11 lipca 2015, 23 kwietnia 2016
CHIMERA
– fragmenty rozdziału książki pt. „Katharsis” prof. Andrzeja Szczeklika
„W 2001 roku przeprowadzono szczegółową analizę wirusa hiszpanki (odmiana grypy). Uzyskano go ze zwłok trojga ludzi, których pochłonęła epidemia w 1918 roku. Jedną z nich była Inuitka, przechowywana po śmierci w lodach Alaski. Wirus był chimerą. Krzyżówką wirusa grypy świńskiej z wirusem grypy ludzkiej. Jego identyfikator, znak rozpoznawczy, umiejscowiony na błonie komórkowej, jak na przedniej szybie samochodu, wywodził się z równej części z wirusa ludzkiego, jak i świńskiego. I przez to, po wjechaniu do wnętrza organizmu ludzkiego, był niewidoczny dla układu immunologicznego, który nigdy nie został przygotowany na takie spotkanie. Spotkanie z chimerą. Chimera – mutant, w czapce-niewidce, wnikająca w nas wedle swojej woli, blokująca obronę i niszcząca błyskawicznie gospodarza”. (str. 121)
„Chimera w mitach greckich była córką Tyfona i Echidny. Cóż to była za rodzinka! Gdy Zeus flirtował na ziemi, Tyfon – istota prymitywna i zła – podniósł się przeciw niemu. Jego ogromne cielsko rozciągnęło się między niebem a ziemią i sto zwierzęcych głów, otoczonych tysięcznymi splotami wijących się węży, sięgnęło Olimpu. Przerażeni Bogowie zbiegli aż do Egiptu, gdzie zamienieni w ptaki i zwierzęta, ukryli się na pustyni. Tyfon był o krok od pokonania Zeusa, który w końcowej walce wyrwał z posad górę Etnę i przywalił nią kolosa. Matka Chimery, Echidna, była odpychającym potworem morskim, Zaś rodzeństwo Chimery stanowili: Cerber – piekielny trójgłowy pies ze stoma wężowymi ogonami, straszliwy lew nemejski – zabity przez Heraklesa, bagienna hydra berneńska i Sfinks – dręczyciel Teb. Samą Chimerę opisał Homer jako >>lwa z przodu, węża z tyłu, a kozę pośrodku<<. Miała bowiem głowę lwa buchającą ogniem z pyska, tułów i kończyny ogromnej kozy i ogon węża. Potwór niszczył i wypalał kraj, aż został zabity przez Bellerofonta, który przyleciał na skrzydlatym koniu, Pegazie – wcieleniu wysokich lotów, wolności, przeciwieństwie Chimery. Chimera, hybryda międzygatunkowa, swoim istnieniem przeczyła porządkowi świata. Występowała przeciw prawom natury. Była oczywistym tworem wyimaginowanym, >>bastardem wyobraźni<<, czymś tak nieprawdopodobnie odrażającym, że musiała być nierzeczywista. Z upływem lat imię jej stało się synonimem urojenia, mrzonki, ułudy. Aż zmaterializowała się po tysiącach lat, tysiąca kilometrów od Grecji…”. (str. 121)
„Trwają przygotowania na przyjęcie następnej pandemii grypy. Od ostatniej, która pochłonęła pół miliona istnień ludzkich, minęło z górą ćwierć wieku. Glob ludzki pokryła sieć krajowych laboratoriów. (…) Aktualnie od rozpoznania nowego, wirulentnego szczepu do wytworzenia szczepionki mija pół roku – czas bardzo długi, jeśli mierzyć go miarą pandemii. Czynione są ogromne wysiłki, by czas ten skrócić, by wytworzyć szybciej szczepionkę przeciw Chimerze, gdy nadciągnie. To zadanie na miarę Bellerofonta. Pesymiści twierdzą, że niewykonalne. Optymiści przypominają, iż już raz w historii zdławić Chimerę się udało. Fantaści wreszcie – a przecież nie można bez wyobraźni walczyć z tworem, który wylągł się z wyobraźni – rozważają już korzyści z posiadania niejadowitego wirusa. Przecież rodzą się dzisiaj, w wyniku manipulacji genetycznych, hybrydy-owce i świnie, które produkują ludzkie białka dla leczenia chorób człowieka. Gdyby – mówią fantaści – odpowiednio zmutować wirusa – chimerę, to przy jego potencji, żywiołowości, można by go zaprzęgnąć do odpowiedzialnej pracy… Mimo wszystko będzie musiało upłynąć jeszcze nieco czasu, nim mówiąc >>chimera<< , będziemy w domyśle dodawać >>zwierzę pociągowe<<”. (Str. 122)
„Jest bowiem naszym udziałem zdolność odróżniania siebie od reszty świata. Czynność tę spełnia układ immunologiczny. Miliardy jego wyspecjalizowanych komórek penetrują w najdalsze regiony ciała, pytając pozostałe komórki o hasło. Znajdują je wypisane na ich powierzchni. W razie cienia wątpliwości mobilizują potężną armię, by zniszczyć intruza, który przekroczył barierę. W chorobach nazwanych autoimmunologicznymi dochodzi do zaburzenia rozróżniania od . Taką chorobą dotknięty został Narcyz. W schorzeniu autoimmunologicznym organizm rozpoznaje swoje tkanki jako coś obcego i wypowiada im wojnę. Lekarz sięga wówczas po silne środki, które odurzają układ immunologiczny, tłumią jego działania samobójcze. Podobnie postępujemy w transplantologii – zakładamy układowi immunologicznemu okulary, przez które zaczyna widzieć obcy, przeszczepiony narząd jako własny”. (s. 148)
(Podkreślenia: S. T.)
Prof. STANISŁAW TABISZ – urodzony w 1956 roku w Domaradzu (re¬gion Podkarpacie). Studia odbył na Wydziale Grafiki oraz na Wydziale Malarstwa w Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie (w latach 1977–1982) w pracowniach malarstwa doc. Zbigniewa Kowalewskiego, prof. Tadeusza Brzo¬zowskiego, prof. Juliusza Joniaka oraz w pracowni rysunku prof. Zbyluta Grzy¬wacza. Dyplom magisterski zrealizował w 1982 roku w Pracowni Malarstwa prof. Juliusza Joniaka. W latach 1983–1997 był asystentem prof. Zbysława Marka Maciejewskiego. Od 2000 roku prowadzi Pracownię Malarstwa II na Wydziale Grafiki ASP w Krakowie. Tytuł profesora otrzymał w 2005 roku. Obecnie rektor krakowskiej ASP. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem, grafiką, scenografią. Pisze i publikuje artykuły oraz eseje na temat sztuki. Autor ponad 50 wystaw indy¬widualnych malarstwa i rysunku w Polsce i za granicą. Jego prace znajdują się w kolekcjach muzealnych w Polsce oraz w kolekcjach prywatnych w kraju i za granicą. W latach 1983–1988 występował w kabarecie Piwnica pod Baranami. Autor scenografii do koncertów muzyki Zbigniewa Preisnera („Moje kolędy na koniec wieku”, „Biały – czerwony – niebieski”).