Wystawa – STANISŁAW TABISZ – Dziennik rysowany nocą…
w piątek, 7 grudnia 2012
w Galerii Jednej Książki
otwarto wystawę:
STANISŁAW TABISZ
Dziennik rysowany nocą…
WSZYSTKIE NASZE DZIENNE SPRAWY…
Dziennik rysowany nocą…
Jerzy Nowosielski powiedział, że „rysunek jest do oglądania do poduszki przed zaśnięciem i przed przebudzeniem”. To kameralne, wręcz „książkowe” określenie rysunku wiąże się z pierwotnym jego zaistnieniem, a mianowicie na skałach i w jaskiniach. Tam przetrwały prehistoryczne ślady rytów, wykonane przed tysiącami lat, jako formy do obejrzenia i odczytania, również jako znaki. Linie kreślone jakimś rylcem (czy innym ostrym narzędziem) tworzą świadomie wykreowane sylwetki ludzkie i zwierzęce, znaki (ideogramy) i symbole, które można odczytywać, które zawierają w sobie pewne informacje i zobrazowania ikonograficzne, pewne przedstawienia i treści, wizualne kody znaczeń. Umożliwiają one ciągły powrót do czegoś, co jest z natury rzeczy ulotne, w jednej chwili przemijające, a co zostało przy pomocy rytu, rysunku, wyrazistej lub delikatnej linii, utrwalone przez człowieka. Wygląda na to, że ta potrzeba utrwalania, zatrzymywania lub pozostawiania śladu, rozwinęła się dwoiście, a mianowicie jako obraz (malarski, rysunkowy, rzeźbiarski, graficzny) i jako pismo, jako system językowy oparty na znakach abstrakcyjnych. Obraz i pismo zatem są sposobami na utrwalanie i pozostawianie ekspresyjnych śladów, ale również na kodowanie znaczeń i sensów odczytywanych przez ludzki intelekt.
Pisanie i rysowanie jest dla mnie bardzo podobnym zajęciem. Zazwyczaj robię „to” nocą, a najczęściej bardzo późną nocą. Tryb życia, jaki prowadzę, nie jest możliwy do zaakceptowania nawet przez najbliższych. W ciągu dnia żyję bardziej społecznie, między ludźmi, pracuję ze studentami, załatwiam sprawy Akademii i ZPAP, biorę udział w artystycznych imprezach, jeżdżę samochodem z synem Dominikiem na korty tenisowe, a nocą poddaję się w samotności, w pracowni, owemu misterium, które zasila moja wyobraźnia i retrospekcja tego „co pozostaje z dnia” – jak pięknie i sugestywnie wyraził to w swoich „Dziennikach” mój ulubiony, francuski pisarz Julien Green. Pisanie i rysowanie jest dla mnie tak bliskim zajęciem, że czasami robię to dosłownie jednocześnie. Rysując, często notuję myśli, a pisząc myślę i wyobrażam sobie obrazowo to, co jest treścią i problemem mojego opisu. Zatem rysunek jest rzeczywiście do „czytania” przed zaśnięciem, a do „narysowania” jakaś słowna fabuła, opowieść, historia, etiuda poetycka… I znowu przywołam tu z eschatologicznego wymiaru Jerzego Nowosielskiego, który zastanawia się i mówi o rysunku: „Jest to coś bardzo zbliżonego do opisywania rzeczy rysowanej… Najważniejsza jest tu wyobraźnia. Jeżeli tak skąpe środki, to musi działać wyobraźnia, tak jak przy czytaniu opisu słownego. Rysując – czuję się trochę pisarzem”.
Powszechnie wiadomo, że rysunek jest fundamentem wszelkich dyscyplin sztuk pięknych i że bez rysunku nie ma się co zabierać za poważne dzieła czy projekty. Tak przynajmniej twierdzili teoretycy Renesansu. Stanisław Wyspiański gloryfikował rysunek i mówił: „Kiedy artysta umie rysować, wtedy wszystko mu wolno”. Prof. Roman Banaszewski zauważył: „Rysowanie jest esencją sztuki, ale też instrumentem poznawania świata i definiowania go za pomocą czysto intelektualnego, tak naprawdę nie istniejącego w naturze konturu”. Pablo Picasso skonstatował: „Tylko rysunek linią nie jest naśladownictwem”. We Florencji, wchodząc do Akademii Sztuk Pięknych, zaważyłem tablicę, na której napisano: „Accademia delle Arti del Disegnio”, co tłumacząc znaczy: Akademia Sztuki Rysunku. Uświadomiłem sobie nagle, że przed komplementarną: „Accademia di Belle Arti in Florence” była Akademia Rysunku i z niej dopiera powstała ta różnorodna Akademia Sztuk Pięknych, zajmująca się kształceniem w wielu kierunkach, dyscyplinach i specjalizacjach artystycznych. Rysunek był na początku, tak jak na początku było słowo. „Dziennik pisany nocą” przez Gustawa Herlinga Grudzińskiego jest przecież takim rodzajem wywoływania i utrwalania projekcji przeżyć skumulowanych w ciągu dnia i przeżywanych powtórnie w ciągu nocy. „Wszystkie nasze dzienne sprawy” -z religijnej pieśni, mają więc swój skondensowany nawrót w naszym umyśle i wyobraźni podczas nocy. Są czasami długo rozpamiętywane. Tak wygląda rytmiczny tryb życia człowieka podzielony płynnie w naprzemienne cykle, na pory dnia i nocy, na realne doświadczenie i sen. Temu także poddaje się naturalny rytm tworzenia wszelkiej konstruktywnej kreacji, również sztuki. A na krawędzi tych odmiennych obszarów czuwania, wyznaczonego ale nieznanego czasu i losu człowieka, powstaje rysunek do „oglądania” i zapisane słowo do „czytania”, ocalające pospołu zapadanie się gwaru i świetlistych kolorów dnia w ciemną i nieskończoną głębinę nocy…
Stanisław Tabisz
Kraków, 4 listopada 2012
RYSUNEK I SŁOWO
„A na krawędzi tych odmiennych obszarów czuwania, wyznaczonego ale nieznanego czasu i losu człowieka, powstaje rysunek do „oglądania” i zapisane słowo do „czytania”, ocalające pospołu zapadanie się gwaru i świetlistych kolorów dnia w ciemną i nieskończoną głębinę nocy…” (Stanisław Tabisz)
Dzienniki znanych artystów zawsze budzą zainteresowanie. Jesteśmy spragnieni osobistej wypowiedzi, wprowadzenia w wewnętrzny świat wyobraźni i przeżyć, staramy się odkryć inspiracje twórczości, poszukujemy obrazu człowieka. Czujemy się uprzywilejowani z powodu dopuszczenia do udziału w świecie prawie zupełnie nie znanym. Chłoniemy wrażenia, szukamy znaczeń, wartości, szukamy także drogowskazów dla siebie.
Co znajdziemy tym razem? Wystawa Dziennik rysowany nocą… Stanisława Tabisza zapowiada swoim tytułem i zeczywiście pokazuje dziennik, w którym funkcję codziennego zapisu, zamiast słowa, pełni rysunek. Rysunek traktowany przez artystę jako forma absolutnie równoprawna z potencjałem słowa, zapisującego i przekazującego treści lub wyrażającego uczucia. Rysunek niemożliwy do zastąpienia, gdy przychodzi do formułowania wypowiedzi najbardziej osobistych, najgoręcej przeżywanych, skrywanych na kartkach dziennika.
Dziennik, który trzymamy w ręku, jest i świadkiem i zarazem śladem twórczych, nocnych godzin malarza i rysownika, a równocześnie krytyka sztuki – artysty wypowiadającego się z jednakową swobodą poprzez słowo, co poprzez malarstwo lub rysunek. Narodził się (i dalej powstaje), jak zresztą cała twórczość Stanisława Tabisza, z wielkiej prawdziwej wewnętrznej potrzeby i pasji. Nie jest łatwo zdecydować się na upublicznienie dzieła o tak dużym ładunku emocjonalnym, wymaga ono kameralnego miejsca do ekspozycji, przyjaznej atmosfery i możliwości skupienia. Wydaje się jednak, że szczególna przestrzeń galerii książki w czytelni Biblioteki ASP, z jednej strony jasna i otwarta na krakowski pejzaż z wieżami wawelskimi w tle, z drugiej zatopiona w ciszy regałów zapełnionych albumami o sztuce, nasycona lekturą – zdoła rozproszyć niepokój autora, a odbiorcy pozwoli na bezpośredni, nieskrępowany kontakt z dziełem.
Ten kontakt może się stać jeszcze pełniejszy dzięki komentarzowi, napisanemu przez Stanisława Tabisza specjalnie na tę okazję. Zostajemy dzięki temu wprowadzeni i w świat rysunku, jako fundamentu wielu dziedzin sztuki i zaraz potem – chwilę później, zapewne późnym wieczorem – do pracowni, gdzie po dniu wypełnionym kontaktami z ludźmi i „zwykłymi” obowiązkami, artysta może oddać się w pełni swojej twórczości. Okazja rzadka, niezwykła. Przychodzi na myśl refleksja z Autoportretu malarza Stanisława Rodzińskiego: Wchodzenie w tajemnicę dzieła, nie tylko przez znajomość imponderabiliów epoki, poprzez tajemnicę warsztatu, ale również poprzez tajemnicę tego, co do procesu twórczego doprowadza, co w pewnym momencie, w tej, a nie innej chwili, pozwala na to, że malarz zaczyna pracować, a pisarz siada do stołu. Tajemnicą, a zarazem źródłem twórczości, wydaje się być u Stanisława Tabisza głęboka potrzeba stałego duchowego rozwoju. Prowadzenie dziennika i wynika z tej potrzeby i zarazem ją wzmaga, wspiera, umacnia. Przypomnijmy słowa artysty z Miniatur etiopskich: Samo dzieło, rysunek piórem i czarnym atramentem na papierze, tak jak ikona na desce, jest tylko sposobem do uruchomienia procesów duchowych, jest formą powtarzania i kontynuowania modlitwy.
Dziennik ma format zwykłego, grubszego zeszytu w twardych okładkach oprawionych w ciemne płótno. Grzbiet mocno zniszczony. Zawiera ponad sto kartek, zapełnionych rysunkami na jednej stronie, na odwrocie starannie opatrzonych datą i podpisem artysty, często tytułem. Obejmuje czas od stycznia 2010 do sierpnia 2011 roku. Przeglądając kolejne karty spostrzegamy motywy znane z kilku ostatnich wystaw artysty: przede wszystkim portrety biskupów podhalańskich, także wizerunki świętych etiopskich, gdzieniegdzie, z rzadka, Chrystusa Frasobliwego. Zaczynamy rozpoznawać wydarzenia tej miary, co katastrofa smoleńska czy letnia powódź. Mocnym akcentem na wielu kolejnych kartach z lutego 2011roku odciska się śmierć Jerzego Nowosielskiego. Są wreszcie wizerunki osób z najbliższej rodziny, pełne szorstkiej czułości – szczególnie młodszego syna Dominika.
Często zdarza się, że jedna kartka nie wystarcza, nie wyczerpuje tematu. Wyobraźnia podsuwa nowe obrazy. Wówczas szybko, nieomal równocześnie, tej samej nocy, zapełniane są inne książeczki-dzienniki. Wystawa pokazuje je także. Sam artysta z naciskiem podkreśla autonomię rysunków „zanotowanych” w dziennikach. To nie szkice, lecz odrębne skończone prace. Dziennik Stanisława Tabisza nie jest szkicownikiem w znaczeniu projektowania, wykonywania prób, planów. Ma zupełnie inną funkcję.
Zgodnie z przywoływanym już przesłaniem Dzienników Juliena Greena, próbuje uchwycić i zatrzymać „to, co pozostaje z dnia”, czyli obraz przeżyć, wrażeń, myśli, powracających ponownie po całym dniu, jak gdyby w oczekiwaniu na odnalezienie odpowiedniej formy. Próbuje zatrzymać i ocalić także i to, co najpiękniej wyraża prostota uroczystego rytmu pieśni Wszystkie nasze dzienne sprawy…. Pierwsza zwrotka pieśni widnieje wpisana przez autora na stronie tytułowej rysowanego dziennika-modlitewnika. A wszystko dzieje się na granicy, na krawędzi dnia i nocy, życia realnego i snu. Podczas upragnionych chwil wieczornej i nocnej samotności.
Wraz z odwracaniem, kontemplacją kolejnych kartek Dziennika rysowanego nocą zaczynamy przypominać sobie i rozumieć na nowo słowa Józefa Czapskiego o jego własnych, prowadzonych przez lata brulionach: Dziennik nie na pokaz pomyślany, ale jako kontrola oddechu dnia. Stanisław Tabisz w piękny, a przy tym swój własny, odrębny sposób, podejmuje tradycję prowadzenia dziennika, którego autentyzm pozwala zobaczyć wierny i wyrazisty autoportret artysty: Zachwyt, przeżycie cudowności świata, poruszenie, entuzjazm, zdziwienie, czystość spojrzenia – to gdzieś ginie i zatraca się we współczesnej sztuce. A może to właśnie ocalane jest pospołu przez rysunek i słowo, kreślone co wieczór ręką artysty?
Jadwiga Wielgut-Walczak
Kraków, 22 listopada 2012